Zdrowy styl życia i prawidłowe odżywianie to tematy, które ostatnio omawiane są w grupie młodszej. Wtorkowym tematem dnia były „Sposoby na przedszkolne katary”. O jakże adekwatny był temat, bo podczas tych zajęć kilka razy usłyszeliśmy głośne „aaaapsik”. Ale dzięki temu przedszkolaki na żywym organizmie koleżanki sprawdziły jak należy kichać, żeby nikogo nie zarazić. Maluchy ustaliły, że najlepiej byłoby, aby taki delikwent od razu, gdy chce kichnąć, zasłaniał nos i usta chusteczką higieniczną. Ale po burzliwych dyskusjach ustalono, iż niestety, nie zawsze na czas można dobiec do chusteczkowego stanowiska. Wiec jak nie chusteczki to, co? Otóż nasze przedszkolaki stwierdziły, że najlepiej w takiej sytuacji kichać w rękaw. Są pewni, że to pomoże. I chyba mają rację, bo do tej pory nit nie zachorował, a istniały obawy, że będzie inaczej. Jak widać należy zastosować odpowiednią technikę kichania i problem chorób mamy z głowy ;). Ale wracajmy do relacji z wtorkowych zajęć. Otóż po obradach nad technikami kichania, przyszła pora na rozwiązanie zagadki, dlaczego w naszej sali mimo zimy i ostatnio dość tęgich mrozów, przynajmniej jedno z sześciu okien zawsze jest uchylone. Po wytłumaczeniu tego zjawiska, przedszkolaki przyznały mi racje, że musimy mieć uchylone okna po to by w naszej sali było zawsze świeże i w miarę czyste powietrze. Później na przykładzie ubrań pożyczonych od starszaków (tylko ciii niech nas nikt nie wyda), ustaliliśmy, które z nich nadają się na zimowe harce na śniegu, a które muszą poczekać na inną porę roku. Jak już i ten temat został dogłębnie omówiony to rozpoczęliśmy rozmowę o tym gdzie należy się udać, kiedy, mimo odpowiedniego ubrania, wietrzenia sali i innych zabiegów komuś jednak zdarzy się zachorować. I tu maluchy jednym chórem zakrzyknęły, że w takim wypadku nie pozostaje nic innego jak tylko wizyta u lekarza, a następnie spacer do apteki. W tajemnicy powiemy, że temat wizyty u lekarza wywołał na twarzach niektórych maluchów dziwny grymas, ale możliwe, że była to tylko chwilowa niestrawność lub jakiś dziwny spadek formy. Nie wnikamy, idziemy dalej. Otóż, gdy temat kichania, lekarzy i apteki został dogłębnie omówiony przyszła pora na praktykę. I proszę Państwa, co tu się działo. Nasza sala zamieniła się na chwilę w przychodnię lekarską. Była poczekalnia z prawdziwego zdarzenia, a w niej tłum bardziej i mniej chorych, za to w większości znudzonych pacjentów, byli też oczywiście lakierze. Przedszkolaki nie imają się półśrodków. W naszej przedszkolnej przychodni nie było teleporad. U nas przyjmowało kilku specjalistów, którzy skrupulatnie wypytywali pacjentów o ich dolegliwości, zamaszyście wypisywali recepty, przybijali pieczątki i krzyczeli „następny proszę”. Po takiej wizycie schorowani pacjenci udawali się do apteki. Tak, tak proszę Państwa, u nas nie tylko przychodnia była czynna, w naszej sali była również apteka, w której na półkach piętrzyły się najróżniejsze leki, syropy i maści, a farmaceuci w białych fartuchach, z wielkim skupieniem czytali recepty by następnie wydać choremu pacjentowi odpowiedni lek. Niestety nie wszystkie leki były skuteczne, bo niektórzy pacjenci nawet kilka razy wracali do lekarza. A może leki były skuteczne tylko w miedzy czasie u pacjentów wystąpiły inne objawy…? Trudno odgadnąć. Jednego natomiast jesteśmy pewni, przychodnia i apteka przedszkolna działały fantastycznie. Myślimy, że może któryś z naszych maluchów wyrośnie na lekarza lub farmaceutą i wtedy miło będzie pomyśleć, że zaczątkiem ich fantastycznej kariery (bo nie wątpimy, że taka będzie) były tematyczne zajęcia w Publicznym Przedszkolu nr 4 na Osiedlu Wolica Piaskowa… ;)
Z tego miejsca bardzo serdecznie chcemy podziękować Panu Piotrowi, tacie Maksyma z grupy "0" za podarowanie nam ślicznego biureczka, które idealnie wpasowało się w nasze przedszkolo - apteczne potrzeby :)